A po EKOtykach? Siatka zakupów i lekkie rozczarowanie...

A po EKOtykach? Siatka zakupów i lekkie rozczarowanie...



W minioną sobotę odbyły się ekologiczne targi kosmetyczne (EKOtyki) w Krakowie. Były to moje pierwsze tego typu targi, więc nie do końca wiedziałam "z czym to się je", ale pozytywne nastawienie nie pozwoliło mi nawet się zastanowić, czy aby na pewno się na nich zjawić. Wyruszyłam do Karkowa (z Katowic) z małą obsuwką i okazało się to o wiele lepszą opcją, bo na otwarcie przyszło tak wiele osób, że ledwo wszyscy mieścili się na hali. Sama będąc tam ok. 14:00 miałam spore problemy z przeciśnięciem się korytarzem, nie mówiąc już o podejściu do jakiegoś stanowiska.

Lokalizacja była całkiem przystępna, choć wielkość hali i jej rozkład wzbudziły wiele moich wątpliwości. Ilość chętnych do zrobienia zakupów była na tyle duża, że ledwo dało się przecisnąć pomiędzy wszystkimi ludźmi. Gdyby nie wcześniej przygotowana lista zakupów, na pewno nie znalazłabym na wszystkich stoiskach tego, co mnie interesowało, ze względu na ogrom ludzi, którzy okupowani prawie każde stanowisko z każdej strony. Nie dziwi mnie wcale tak ogromne zainteresowanie targami - w końcu mamy coraz więcej osób zainteresowanych eko-kosmetykami, a same stoiska były bardzo barwne i przyjemne dla oka. Jak więc się oprzeć przed podejściem i sprawdzeniem oferty? Z drugiej strony, mimo ogromnego stoiska Sylveco, Biolaven i Vianek nie było szans dostać się pomiędzy stojące tam osoby. Mimo bardzo ciekawej oferty tych marek zrezygnowałam z zakupów, ale nic straconego - te marki dostępne są bardzo łatwo, nawet w niektórych Rossmanach możemy sprawdzić ich ofertę.

Wielu wystawców z okazji EKOtyków przygotowało specjalnie na tę okazję rabaty na zakupy lub obniżyli oni ceny swoich hitowych produktów. Niestety mimo iż widziałam wiele koszy z próbkami bardzo niewielu dodawało je do zakupów (mowa o wystawcach u których robiłam zakupy) - halo, te próbki na prawdę zachęcają do kolejnych zakupów! Drugą stroną medalu była znów łapczywość odwiedzających, którzy widząc próbki brali je garściami i "uciekali" <tak, dokładnie! Sama widziałam :D> ze stoiska.

Jak widać mam mieszane uczucia jeśli chodzi o tę edycję EKOtyków, jednak świetnym doświadczeniem było zobaczenie jak duże zainteresowanie wzbudza ekologiczna kosmetyka. Zakupy oczywiście poczyniłam - sprawdźcie co udało mi się kupić i co sądzę o konkretnie tych wystawcach!

Fresh&Natural

Na to stoisko chyba najbardziej chciałam się dostać. Mieli bardzo dobrze zaprezentowany asortyment. Dodatkowo dostępnych było 4 konsultantów, którzy mogli nam doradzić i opowiedzieć o konkretnych produktach. Kupiłam relaksujący olejek i peeling do ciała, czyli 2/3 z zaplanowanej listy.
Firma przygotowała na targi rabat -15% na cały asortyment, dodatkowo z kodem ekotyki do 30.04 otrzymamy rabat -15% na stronie internetowej.


Koszt: 50,98 zł

Your Natural Side

Nie miałam konkretnie zaplanowanych zakupów na tym stoisku, jednak szybka kalkulacja cen w przypadku zielonej glinki na wszystkich stanowiskach przyprowadziła mnie właśnie do nich. Zaoferowali oni na targach -30% na swoje produkty i dodatkowo dostałam próbkę peelingu do ciała i hydrolat lawendowy. Tutaj oczywiście wyszło, że jak niektórzy usłyszą "gratis", to zgarniają wszystko garściami. Widząc takie zachowanie byłam w kompletnym szoku, jak można być aż tak bezczelnym. Mimo tego incydentu panie na stoisku Your Natural Side były bardzo miłe i doradzały w zakupach zachęcając do skorzystania z darmowej oferty do zakupów.


Koszt: 10,49 zł

Ecolore

Trochę łamałam się z zakupami u tego wystawcy, jednak możliwość sprawdzenia koloru na żywo, rabat -15% i bardzo miła konsultacja sprawiły, że zaryzykowałam. Delikatny, mineralny rozświetlacz w kolorze Nightlight idealnie nadaje się do jasnych i neutralnych cer. Na stoisku mogliśmy wypróbować wszystkie dostępne produkty tej firmy i zobaczyć jak się z nimi pracuje dzięki specjalnie oświetlonemu i przeznaczonemu do tego miejscu. Już nie mogę doczekać się testowania, bo sypki rozświetlacz jest dla mnie lekką zagadką.


Koszt: 33.91 zł

Asoa

Widząc w ich ofercie sporo hydrolatów postanowiłam wypróbować choć jeden z nich. Wybór padł na ten z drzewa herbacianego i już po pierwszym użyciu wiem, że będzie to mój 'must have' w codziennej pielęgnacji. Niestety firma nie zaoferowała żadnych rabatów na ten dzień, dlatego też zrezygnowałam z kupienia ich peelingu do twarzy. 
Choć stoisko było małe, to bez problemu obsługa opowiedziała nam o asortymencie i zachęcała do wypróbowania dostępnych testerów chwaląc się, że były wykonane dzień wcześniej - wielki plus za to!


Koszt: 28 zł

LovingEco

Dokonałam tu chyba najszybszych zakupów. Podeszłam, poprosiłam o produkt, zapłaciłam, koniec. Z jednej strony mogłam sama zacząć dopytywać o produkty, z drugiej, to chyba wystawcom powinno zależeć, żeby zaprezentować się jak najlepiej. Plus dostali ode mnie za dostępny rabat -10% przygotowany specjalnie na targi. 


Koszt: 25 zł

KEJ

W całej hali było to chyba najmniejsze stanowisko i na pewno jedyne (na którym robiłam zakupy) na którym nie można było płacić kartą, co niestety było sporym minusem. Na szczęście same olejki nie były wcale drogie i dodatkowo firma zaoferowała rabat -10% na swój asortyment. Wybrałam standardowo lawendę oraz olejek pomarańczowy, który jest u mnie nowością.


Koszt: 17 zł

Kopalnia zdrowia - eko drogeria

Jeżeli mam być szczera, to żałuję zakupów na tym stoisku. Definitywnie zrobili na mnie najgorsze wrażenie. Mało uprzejma obsługa, która wyglądała na kompletnie znudzoną staniem tam. Jedna Pani doradzała energicznie grupce dziewczyn, druga stała w kącie i "obserwowała sytuacje". Pokusiłam się na olejek do demakijażu firmy goCranberry. Dodatkowo na targach nie posiadali oni żadnego rabatu, jednak z hasłem EKOTYKI2018 do 30.04 możemy zrobić na stronie drogerii zakupy z -15%. 


Koszt: 30 zł

Jak sami widzicie, zakupy na targach kosmetycznych nie zawsze muszą się wymykać spod kontroli, choć trzeba się dobrze pilnować. Niektórzy wystawcy sami zachęcali nas do wypróbowania ich kosmetyków, niektórzy nie do końca byli zainteresowani przekazaniem nam wiedzy o sobie, jednak i tak warto zapoznać się przed przyjazdem na targi z jakimi firmami i ich kosmetykami będziemy mogli się spotkać, aby zaplanować wcześniej zakupy.

Myślę, że na następnych tego typu targach na pewno się zjawię, ale albo o późniejszej godzinie (aby nie przedzierać się przez ogrom odwiedzających), albo na innej eko-edycji. 

A czy Wy byliście już na jakiś kosmetycznych targach? Może macie do polecenia coś ciekawego, co odbędzie się za niedługo!? Dajcie znać w komentarzach!

Krakowskie EKOtyki już w ten weekend!

Krakowskie EKOtyki już w ten weekend!



O EKOtykach dowiedziałam się już rok temu zaraz po zakończeniu targów (co za pech). W tym roku uznałam, że choć na jedną taką wystawę muszę jechać i będą to właśnie EKOtyki.
Od ponad miesiąca (na oficjalnym fb TU) znani są już wszyscy wystawcy, więc możemy rozglądnąć się w oferowanym asortymencie, a od tego tygodnia administratorzy zasypują nas postami o dostępnych promocjach dla odwiedzających. Nie ma co, oczy mi się zaświeciły widząc tyle dobroci. Naturalne kosmetyki i promocje? No chyba bardziej Was zachęcać do przyjścia nie muszę, prawda? :)

O EKOtykach

Czym w ogóle są te targi? Jak sama nazwa wskazuje, będziemy mieć do czynienia z firmami oferującymi naturalne kosmetyki. 10 marca widzimy się na Krakowskiej ulicy Długiej 72, a tam czekać na nas będą same ekologiczne cuda. Wstęp jest darmowy, jednak szykujcie portfele, bo jestem pewna, że nie będziecie w stanie się oprzeć tylu kosmetykom, które będą dostępne w atrakcyjnych cenach. Startujemy o godzinie 11:00, jednak mamy na spokojnie czas do 18:00, aby wykupić cały interesujący nas asortyment. Będzie czekać na nas 51 wystawców, każdy z nich z ciekawymi, kosmetycznymi propozycjami oraz rabatami dostępnymi tylko dla odwiedzających!

Wiosenna edycja ekotyków zapowiada się fantastycznie. Zainteresowanie nimi z dnia na dzień rośnie, więc mam nadzieję, że wszyscy się pomieścimy.

Co znajdziemy na targach!

Dostępne będą kosmetyki wegańskie, wegetariańskie oraz kosmetyki mineralne. Dla osób, które zakręcone są w temacie naturalnej pielęgnacji będzie to raj na ziemi, bo pod jednym dachem zbiorą się firmy oferujące dla nich same dobrocie. Sama od niedawna coraz bardziej przekonuje się do naturalnej pielęgnacji i o wiele więcej kosmetyków, które używam na co dzień posiada eco atesty. Nie powiem, mam alergiczne wzloty i upadki, jednak coraz lepiej rozumiem potrzeby mojego ciała i cery, dlatego te smarowidła stosuję i mam nadzieję, że na EKOtykach znajdę nowe, pielęgnacyjne perełki.

Targi to idealne miejsce na zakup nowości kosmetycznych nieznanych nam firm z możliwością poznania ich twórców i wypytania "co, czemu i dlaczego?".  Z chęcią z tego skorzystam, dlatego też zrobiłam sobie spis produktów, które chciałabym zakupić.

Jakie mam więc plany na zakupy?

Achae ()
Peeling do ust limonkowy 19,95 zł

Anabelle Minerals ()
Próbki podkładu mineralnego kryjącego/rozświetlającego/matującego 8,90 zł

Asoa ()
Hydrolat z drzewa herbacianego 28 zł
Peeling do twarzy 35 zł

Biolaven ()
Serum przeciwzmarszczkowe 31,69 zł

BodyBoom ()
Peeling kawowy z węglem (oby mieli mini wersję)

Bydgoska wytwórnia mydła ()
Peeling solny brzoskwiniowy 25 zł

Earthnicity ()
Próbki podkłądu mineralnego 5,99 zł

Ecolore ()
Rozświetlacz Nightlight 39,90 zł

Fresh&Natural ()
Relaksujący olejek z lawendą i zieloną herbatą 34,99 zł
Cukrowy peeling do ciała zielona herbata 24,99 zł
Pomarańczowy balsam do ust 9,90 zł

KEJ ()
Olejek eteryczny (lawendowy, pomarańczowy) 5-10 zł

LovinECO ()
Galaretka do demakijażu 28 zł

Ministerstwo Dobrego Mydła ()
Glinka zielona 15 zł


Na pewno zajrzę jeszcze do Your Natural Side i innych wystawców, może coś jeszcze wpadnie mi w oko. Jak widzicie lista jest dość długa i mimo wszystko mam nadzieję, że uda mi się trochę powstrzymać i wybrać tylko niezbędniki. Cóż jednak począć, jak się jest kosmetycznym freakiem? :)

A Wy byłyście już na jakiś targach kosmetycznych? Jak wrażenia? :)


Jak się oświadczyć i nie zwariować?

Jak się oświadczyć i nie zwariować?



Ostatnio temat ślubu odsunęłam na bok. Po załatwieniu sali, DJ'a oraz fotografów tempo przygotowań weselnych mocno zwalniło - u nas praktycznie do zera. Nawet szukanie inspiracji przestało być moim ulubionym zajęciem. Myślę, że mogę to powiedzieć głośno - pierwszą fazę weselnego szaleństwa mamy za sobą!

Mimo wszystko, wróćmy dziś do tematu, od którego to wszystko się zaczęło - zaręczyny. Skoro ktoś decyduje się na taki krok, to na pewno chce, aby były one jedyne w swoim rodzaju. Czy to przy romantycznej kolacji w blasku świec, spontanicznie w parku, przy rodzicach lub na kanapie przed telewizorem... każdy ma na nie inną wizję. Ten post skieruję przede wszystkim do osób poszukujących porady lub inspiracji odnośnie zaręczyn i wszystkiego co z nimi związane.
Drogie kobitki dajcie znać w komentarzu jak wyglądały Wasze zaręczyny!

Pamiętajcie, że wszystko, co tu znajdziecie pisane jest przez "świeżą" narzeczoną ze specyficznym podejściem do świata! Mam nadzieję, że choć jednej osobie pomogę trzeźwo spojrzeć na zaplanowanie tego momentu lub też zachęcę Was do spontanicznej decyzji oświadczenia się swojej drugiej połówce.

Pozwólcie jeszcze, że zaznaczę, iż nie mam zamiaru wgłębiać się tu w temat "po co komu zaręczyny" lub brnąć głębiej w "po co komu ślub". Mam szczerą nadzieję, że skoro myślicie o zaręczynach to odbyliście już ze swoją drugą połówką rozmowę na temat wspólnego życia. Jednolita wizja przyszłości jest bardzo ważna przy tworzeniu szczęśliwego i spełnionego związku. Zaręczyny, ślub, dzieci, a może 4 psy lub koty? Nie każdy marzy o zaręczynach i ślubie, nie każdy chce mieć dzieci. Ciężko w takich przypadkach mówić o kompromisach. Szczera rozmowa o przyszłości jest moim skromnym zdaniem najważniejsza (!!!), szczególnie przed składaniem jakichkolwiek deklaracji.
Upewnij się więc najpierw, czy druga osoba chce zaręczyn. Przytoczę tu przykład zaczerpnięty z kobiecego forum internetowego:

Ona: młoda, piękna kobieta chcąca od życia mężczyzny, kariery i przyjaciół. On: młody, piękny mężczyzna chcący od życia kobiety, kariery i przyjaciół. Niby para idealna, ale jednak coś poszło nie tak. Na samym początku związku ustalili: żadnego ślubu, żadnych dzieci, życie jako partnerzy, a nie jako małżeństwo. Oboje chcieli być w takim układzie, jednak po 6 latach razem on postanowił się jej oświadczyć... przy jego rodzicach... niespodziewanie. Odpowiedziała "NIE". Był płacz, lament i pytania "ale jak to, czemu nie chcesz być moją żoną?". 

Nie każdy marzy o zaręczynach, nie każdy chce wstąpić w związek małżeński. Jasne priorytety w życiu, które akceptują obie strony - to jest to czym powinniśmy się kierować.

Wracając do sedna, skoro etap rozmów macie już za sobą, decyzja została podjęta, to przejdźmy w głąb zaręczynowych rozważań!

Pierścionek - jaki jest każdy widzi; można by rzec, na wzór pierwszej polskiej encyklopedii powszechnej autorstwa Benedykta Chmielowskiego. Ilość pierścionków, którą mamy do wyboru jest tak duża, że nie znając całkowicie gustu swojej drugiej połówki można zgłupieć.

Zastanów się nad kruszcem: złoto, białe złoto, platyna, tytan, a może srebro? Najbardziej popularne jest złoto i białe złoto, aby wybrać pomiędzy nimi zobacz w jakim kolorze Twoja ukochana nosi pierścionki (złoty, czy srebrny). To może być już sporą podpowiedzią i sporym odciążeniem jeśli chodzi o ostateczną decyzję.
W moim przypadku żółte złoto nigdy nie wchodziło w grę, czego ukochany był zawsze świadomy. Starajcie się pamiętać o guście swojej połówki, przyjmijcie też dobrą radę sprzedawcy, ale miejcie głowę na karku!

"Większy kamień oznacza większą miłość" - błąd!
Nie dajcie się zwieść takiej gadaninie. Niekiedy ekspedientki kierują się własnym interesem (w tym przypadku prowizją od sprzedaży lub po prostu większym utargiem), niż pomocą zagubionemu klientowi. Wielkość kamienia powinna być dopasowana do wielkości palców partnerki.
Przy moich chudych i krótkich parówkach wielki kamień nie wyglądałby ładnie, za to u mojej mamy, która ma palce szersze i dłuższe owszem.

Sama dostałam pierścionek z jednym z mniejszych brylantów - i wcale się tego nie wstydzę, bo idealnie pasuje na moje palce!

Kolor oczka jest już kwestią indywidualną. Czerwone, niebieskie, białe, a może czarne? Tu musicie się zdać na siebie, lub podpatrzyć ulubiony pierścionek swojej ukochanej. Tradycyjne oczko to te brylantowe. Jest bardzo neutralne i jeśli jest odpowiedniej wielkości, to nie zdominuje całego pierścionka.

Przyznaję, że wybór pierścionka zaręczynowego jest bardzo ciężki. Gdy słuchałam opowieści mojego M, jak chodził pomiędzy trzema jubilerami, na początku mnie rozweseliło, później jednak przypatrując się bliżej pierścionkom zaręczynowym zaczęłam go rozumieć. Różnica pomiędzy niektórymi modelami jest bardzo subtelna, i jak tu teraz wybrać pierścień odpowiedni?

ALERRT!
Jeśli chcesz ofiarować swojej ukochanej pierścionek, który przechodzi z pokolenia na pokolenie, pamiętaj, aby uprzednio go odświeżyć u jubilera. Metal z czasem robi się brudny, to samo dzieje się z oczkiem. Odświeżenie pierścionka da Ci pewność, że będzie on wyglądał reprezentacyjnie.

Zaplanuj też jak chcesz, aby wyglądały Wasze zaręczyny. I tutaj znów możesz się kierować upodobaniami swojej ukochanej, ale i swoimi. Piknik w parku, romantyczna kolacja, wakacje we dwoje, romantyczny spacer, a może obiad z rodzicami?
Osobiście wyobrażając sobie kiedyś nasze zaręczyny miałam w głowie więcej "nie tam, nie tu", niż "marzy mi się...". ;) Uważam, że oświadczyny przy tłumach i przy rodzicach nie są najlepszym wyjściem. To WASZA intymna chwila i powinniście się nią rozkoszować w spokoju.

Zaplanuj gdzie ją zabierzesz i jaki będzie Wasz plan dnia. Możesz ułożyć sobie krótkie przemówienie, które chciałbyś wygłosić, ale bądź też elastyczny! Stres robi bardzo wiele z ludźmi. Cieszcie się tą chwilą i dajcie jej trwać!



Jak więc wyglądały moje zaręczyny?

Od zawsze byłam pewna, że gdy chłopak będzie chciał mi się oświadczyć, to go przejrzę. Jak pewnie się spodziewacie do samego końca nie miałam pojęcia co się dzieje. :)
Wakacje w Wiedniu, deszczowy dzień, a my idziemy na spacer. Akurat minęliśmy różany ogród i M zaczął się trząść... Stwierdził, że z zimna, to co ja się będę dopytywać... chcieliśmy więc iść się gdzieś ogrzać, jednak w pewnym momencie M zaczął mnie szarpać <tak, dokładnie :D> w drugą stronę. Zgłupiałam, ale poszłam. Akurat z drzewa zaczęły spadać kasztany, a że oboje uwielbiamy "podryw na kasztana", to M sięgnął po jednego i... klęknął mówiąc "mam coś jeszcze dla Ciebie". A ja nadal nic... :D Wyciągnął pudełko z pierścionkiem i... nie mam pojęcia, czy padło pytanie "czy wyjdziesz za mnie" lub "czy zostaniesz moją żoną", podobno moja twarz była tak przerażona, że sam M się wystraszył, że coś jest nie tak. Jak widzicie, stres potrafi z nami zrobić wiele. Po chwili wleciały mi do oczu łzy, powiedziałam "tak" i... sama wzięłam sobie pierścionek :D Kolejny przykład tego co stres z nami robi. Co jest najlepsze, osobiście z tego momentu nie za wiele pamiętam. Dopiero narzeczony opowiedział mi jak to z jego perspektywy wyglądało.
Mimo wszystko, było magicznie (nawet z moją przerażoną miną) i bardzo się cieszę, że M nie postanowił robić żadnego cyrku lub oświadczać się przy rodzicach, bo spaliłabym się ze wstydu.

Jak widzicie, do tematu zaręczyn trzeba podchodzić bardzo elastycznie, ale i trzeba trochę pokombinować. Dobry pomysł na aranżację to tylko część udanych oświadczyn! Wszystkim czytającym życzę powodzenia!

Co sądzicie o pierścionkach przekazywanych z pokolenia na pokolenie? Jak wyglądały Wasze zaręczyny no i oczywiste - czy jesteście zadowolone z pierścionków?! Dajcie znać ;)
Postanowienia noworoczne, które pomogą zorganizować nowy rok lepiej - "nowy rok, nowa ja"

Postanowienia noworoczne, które pomogą zorganizować nowy rok lepiej - "nowy rok, nowa ja"




Co roku możemy stawiać sobie nowe "postanowienia noworoczne" i co roku ich spełnianie może wyglądać dokładnie tak samo - nic nie realizujemy. Niektórzy zaczęli wyśmiewać inicjatywę tworzenia list "'to do' w nowym roku", jednak jeśli komuś to pomaga, to czemu nie spróbować zrealizować choć jedno postanowienie?

Niektórzy stwierdzą, że jeśli potrzebujemy zmian, to powinniśmy działać już, teraz! Ja jestem jednak człowiekiem, który potrzebuje najzwyczajniej w świecie wyznaczonego "deadline'u". Jestem wtedy w stanie odciąć się od przeszłości i faktycznie skupić na wyznaczonych celach.

Takie podejście wdrożyłam w życie już rok temu po zapisaniu na papierze swojego pierwszego 
i wtedy głównego postanowienia "zdać sesję pierwszą, ale tak na prawdę szóstą w moim życiu". Był to mój priorytet, ponieważ jeśli chodzi o studia, to postawiłam wszystko na jedną szalę. Prawdziwego kopa dostałam właśnie po zdaniu sesji. Łzy szczęścia, ponowna wiara w siebie i osiągnięty cel napędziły mnie na cały rok (który nota bene przeleciał mi migiem).

Tak więc i w tym roku stwierdziłam, wyznaczam sobie cele REALNE do zrealizowania, które mam nadzieję, że będę mogła sukcesywnie odhaczać.



Powrót na siłownię!

Wstyd się przyznać, ale z narzeczonym płacimy co miesiąc za członkostwo, a na siłowni jak nas nie było, tak nas nie ma. Grudzień miał być TYM miesiącem, w którym dajemy z siebie wszystko. Wyszło tak, że przez cały miesiąc na zmianę byliśmy chorzy i zarażaliśmy się ciągle od siebie. Grudzień pod znakiem przewlekłego przeziębienia... ładne mi pożegnanie roku ;).
Od stycznia pełna parą wracam zrzucać kilogramy. Owszem, cel banalny i pewnie każda blogerka robiąca wpis o postanowieniach noworocznych umieściła go na swojej liście, jednak w moim przypadku siłownia to przedweselny mus i pora się ogarnąć w tym temacie na dobre.

Edit: 4.01.18 - byłam na siłowni już dwa razy! Wszystko mnie boli, ale kupiłam już nowy sportowy biustonosz, trzeba go używać :D

A może pole dance?

To jest temat, nad którym się zastanawiam już długo. Ogólny rozwój mięśni, ale też zyskanie swego rodzaju świadomości własnego ciała wydaje mi się bardzo fajną opcją. Mam nadzieję, że w tym roku zdobędę się na odwagę i zacznę trenować taniec/gimnastykę na rurze.

Edit: 3.01.18 - zapisałam się na pole dance, zajęcia od 12.01! Będzie moc!



Paryż, a może znów Londyn?

Nowy rok przywita mnie wieloma atrakcjami już na samym początku. Lutowy wyjazd do Mediolanu w ramach "ferii" jak najbardziej napawa mnie radosną myślą, jednak w mojej głowie są jeszcze dwa miasta do odwiedzenia. Londyn, mój kochany Londyn! Mam nadzieję, że 2018 obrodzi w tanie bilety lotnicze i będę się mogła wybrać 4 rok z rzędu do tego magicznego miasta. Narzeczony jak tylko 
o tym słyszy, to wywraca oczami, jednak moja miłość do tego miasta jest zbyt ogromna, żeby odpuścić sobie jego odwiedzenie choć ten raz w roku. Paryż natomiast jest wciąż niespełnionym marzeniem, które mam nadzieję w 2018 w końcu spełnię.

Więcej koncertowego życia!

Patrząc na moje plany noworoczne budżetu może na wszystko nie starczyć, jednak choć jeden koncert w przyszłym roku muszę zaliczyć! Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to już pod koniec stycznia będę mogła odhaczyć ten punkt, trzymajcie kciuki, żeby tak było!

Edit: Nie udało się załatwić biletów :( Ale będę czatować na allegro/olx!



Czas na kolejny tatuaż.

Ten punkt to typowe pójście na łatwiznę, nie powiem. 5 stycznia jestem umówiona do Dziarczyńców, więc najprawdopodobniej będzie to najszybciej zaliczone postanowienie noworoczne - hej, ale choć jedno z tych wszystkich postanowień muszę spełnić, dlatego też piszę o pewniaku :P. Sztuka tatuowania skóry jak najbardziej do mnie przemawia, na pewno w przyszłości skuszę się na nowe tatuażowe dzieło, jednak styczniowa sesja póki co musi zaspokoić mój tatuażowy głód.

Mniej płaczu przy pobieraniu krwi!

Możecie się śmiać, ale pobieranie krwi w moim przypadku idzie w pakiecie z rzewnym płaczem... Pielęgniarka już mnie bardzo dobrze zna i widząc mnie po raz kolejny w drzwiach gabinetu z kartką 
i łzami w oczach nie reaguje aż takim śmiechem jak kiedyś. :D Nie powiem, szkoda mi mojego makijażu z rana, czas się wziąć w garść!



Poszukiwania odpowiedniej sukni ślubnej!

Jeszcze rok temu pisząc ten punkt byłabym cała w skowronkach, aktualnie zweryfikowałam ceny sukien ślubnych oraz moją wizję sukienki, która nie mieści się w standardowych kanonach... 
W skrócie? Mam problem. Trzymam sama za siebie kciuki, żebym nie zwariowała w salonie, nie zabiła ekspedientek i osób ze mną idących, ale co najważniejsze, żebym nie kupiła czegoś, co mi się nie podoba! Mam nadzieję, że znajdę gdzieś szafą suknię, no może mniej szeroką niż na powyższych zdjęciach ;) 


Każdy z nas w duchu na pewno na nadzieję, że 2018 będzie tym lepszym rokiem. Mimo, że rok poprzedni wcale nie był dla mnie fatalny, to jednak nadzieja na "lepsze jutro" także mi towarzyszy. Wierzę, że każdy w tych błahych celów uda mi się spełnić w nowym roku, w końcu nie ma to jak "nowy rok, nowa ja" ;) <z przymrużeniem oka>

A jakie są Wasze postanowienia noworoczne? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Kosmetyki mineralne. Podkłady i pudry Pixie Cosmetics.

Kosmetyki mineralne. Podkłady i pudry Pixie Cosmetics.



Jeszcze kilka lat temu na naszym rynku nie mieliśmy zbyt dużo firm oferujących kosmetyki mineralne. Oznaczenie BIO stało się modne wraz z nadejściem mody na "fit sylwetkę", 
a to uruchomiło rynek oferujący wszystko co naturalne.

Jako (była) fanka Revlona ColorStay o podkładach mineralnych czytałam wyrywkowo i na dłuższą metę temat ten nie za bardzo mnie interesował. Miałam jedno podejście do próbek Anabelle Minerals, gdzie podkład kamuflujący zrobił na mojej twarzy nieoddychającą skorupę, co niosło za sobą wysyp niedoskonałości już w pierwszy dzień po jego użyciu. Minerały poszły w odstawkę, a do łask wrócił (ex) ukochany Revlon, który ukrywał perfekcyjnie każdą niedoskonałość (a że było ich wiele, to miał co robić).

Po wielu latach walczenia z trądzikiem skrywanym pod równiutką warstwą Color Stay znów powrócił u mnie temat minerałów. Było to 2 lata po felernym spotkaniu z Anabelle, więc rynek mineralny już dawno powiększył się o nowe firmy, produkty i ulepszone składy kosmetyków. Nie powiem, wszystko złożyło się w czasie, bo akurat zaczęłam kolejną kurację przeciwtrądzikową, ale 
i wygrałam w konkursie Pixie, otrzymując od nich podkład mineralny.

Moją największą obawą było dopasowanie koloru do jasnej karnacji. Revlon CS (wersja dla cery mieszanej) w odcieniu Buff 150 był dla mnie kolorystycznym ideałem i obawiałam się, że ciężko będzie go zastąpić. Byłam w wielkim błędzie, konsultantka Pixie doradziła mi odcień Vanilla Delight w wersji Botanicals, który miał idealnie stopić się z moją bladą cerą. Kolor faktycznie okazał się być idealnym zamiennikiem Revlona!

Nakładanie minerałów na samym początku sprawiało mi trochę kłopotów. Raz za cienka, raz za gruba warstwa proszku była w stanie mnie mocno zdenerwować przy porannym makijażu, jednak nie poddałam się! Po miesiącu sztukę nakładania mineralnego podkładu sypkiego opanowałam do perfekcji. Po miesiącu także moja cera zaczęła się zmieniać. Wyprysków było mniej, choć zaskórniki zamknięte pozostały, jednak coś drgnęło w dobrą stronę.

Po trzech miesiącach kuracji anty-trądzikowej oraz używania podkładu Pixie na mojej buzi nie było ani jednego pryszcza, a liczba zaskórników zamkniętych, które dręczyły mnie przez bite 3 lata 
w ilościach kosmicznych, zredukowała się do kilku sztuk. Wierzcie mi, byłam w szoku (ba! nadal jestem!) i nie potrafiłam uwierzyć jak to się stało, że cera tak bardzo się oczyściła.

Na ten moment mam za sobą 5 miesięcy stosowania podkładu mineralnego i od miesiąca nie używam już przepisanych przez dermatologa maści. Nie mogę powiedzieć, że na 100% udało mi się pozbyć trądziku, jednak jestem pewna, że m.in. zmiana podkładu z Revlona na minerały Pixie bardzo pomogła mi poprawić kondycję mojej cery i na pewno nie wrócę już do CS.

Jak więc oceniam poszczególne kosmetyki Pixie?

1. Korektor
Od góry: 1. Korektor, 00 Creme brulee; 2. Puder; 3. Podkład, Vanilla Delight


Pixie, Podkład mineralny ze złotem Minerals love Botanics




Odcień: Vanilla Delight
Gramatura: 6,5g

Podkład przychodzi do nas w plastikowym opakowaniu z czarnym, matowym wieczkiem. Bez problemu możemy zobaczyć przez transparentny pojemnik ile produktu znajduje się jeszcze 
w opakowaniu. Słoiczek dodatkowo posiada obrotowe sitko, które ułatwia nam transportowanie podkładu bez obawy, że niepotrzebnie się rozsypie.

Za 6,5g na ten moment zapłacimy 57 zł zamiast 89 zł - według fanpage Pixie cena została obniżona do momentu wyprzedania wszystkich podkładów o gramaturze 6,5g na których miejsce, w cenie 89 zł mają wejść podkłady o objętości 10g.
Cena ta (57 zł) jest całkiem rozsądna patrząc na konkurencję firmy:

Anabelle Minerals - 59,90 zł/10g
Lily Lolo - 81,90zł/10g
Earthnicity - 89,99zł/9g

Minerals Love Botanics utrzymuje się na mojej skórze (na ten moment lekko przesuszona, ale mieszana) w stanie idealnym przez 6h. Po tym czasie zaczynam się świecić w strefie T, jednak po użyciu bibułek matujących bez problemu podkład wytrzyma jeszcze 2 lub 3 godziny w stanie bardzo dobrym. Lekko zbiera się on w zmarszczkach mimicznych, mimo to na mojej twarzy nie zaobserwowałam, aby zaczął się warzyć - no chyba, że mam go na sobie przez 10h bez poprawek, ale takiego testu jeszcze nie przeżył żaden podkład :P

Jego krycie można budować od słabego, do średniego. W moim przypadku dwie cienkie warstwy sprawdzają się idealnie, aby ukryć lekkie zaczerwienienie lub małe blizny po trądziku. Nie uzyskamy nim natomiast pełnego krycia, bo przy trzech warstwach podkład zaczyna być widoczny na buzi. Jednak stosując dodatkowo korektor, jesteśmy w stanie ukryć niedoskonałości jednocześnie nie tracąc efektu zdrowego "glow" na buzi.

Wykończenie zaraz po nałożeniu podkładu jest lekko matowe. Po godzinie, gdy podkład zacznie pracować, mamy lekkie "glow", które utrzymuje się do wcześniej wspomnianych 6h.

Pixie, Naturalny korektor pod oczy z witaminami reviving under eye concealer





Odcień: 00 Creme Brulée
Gramatura: 3ml

Gdy tylko ten korektor pojawił się w sklepie Pixie w odświeżonej wersji wiedziałam, że muszę go przetestować. Wizja naturalnego korektora bardzo mi się spodobała, szczególnie, że ten produkt miał być uzupełnieniem dla mineralnego podkładu Pixie.

Jego formuła jest bardzo kremowa, topi się pod wpływem ciepła skóry. Ma średnie krycie, którego raczej nie zbudujemy, ponieważ korektor ten nie zastyga. Nieutrwalony migruje po twarzy i zbiera się  w załamaniach i zmarszczkach.

Bardzo lubię z nim pracować nakładając go na "dolinę łez" w celu rozjaśnienia tamtejszego obszaru, ale trzeba pamiętać, aby jak najszybciej go przypudrować. Utrzymuje się na miejscu kilka godzin, 
a następnie znów zaczyna swoją migrację.

Opakowanie jest plastikowe, porządnie wykonane. Dodatkowo w środku znajdziemy małe lusterko, więc poprawki w ciągu dnia nie muszą odbywać się tylko w toalecie.

Trochę się na tym produkcie zawiodłam. Jest bardzo wydajny, jednak poprawianie go na buzi 
co kilka godzin nie jest niczym przyjemnym. Cały czas szukam nowego sposobu, aby go przygruntować do jednego miejsca i mam nadzieję, że kiedyś go ujarzmię :)

Cena korektora to 39,90 zł za 3 ml i jak na moje oko jest ona za wysoka przy takim działaniu.

Pixie, Puder matujący Mega Matte Kopok Tree Powder




Odcień: transparentny
Gramatura: 6,5g

Puder ten kupiłam pod wpływem chwili razem z korektorem pod oczy. Na co dzień raczej na całą twarz stosowałam meteoryty Guerlain, które rozświetlały makijaż i nie byłam zainteresowana intensywnym matem na mojej buzi.

Zaczęłam szukać dla niego zastosowania, bo w większej ilości na całą twarz się nie sprawdzał. Aktualnie używam go od czasu do czasu, gdy wiem, że poza domem będę ponad 8 godzin i chcę przedłużyć trwałość podkładu. Wklepuję go delikatnie jako bazę jako bazę pod podkład w na strefie T. Dzięki temu makijaż wygląda idealnie przez dłuższy czas, a i poprawki w ciągu dnia nie są konieczne.

Nie sprawdził się on natomiast jako utrwalenie korektora pod oczami. Daje wtedy bardzo brzydkie pudrowe wykończenie, a przy próbie strzepnięcia jego nadmiaru naruszamy korektor, który powinien być przez puder utrwalony.
Chcąc wykorzystać ten puder bardziej efektywnie, przy cerze mieszanej, polecam delikatnie musnąć nim strefę T, aby przedłużyć trwałość podkładu w tym obszarze. Na pewno o wiele lepiej sprawdzi się u osób z cerą tłustą lub u tych, które lubią mocny mat - zresztą jak sama nazwa kosmetyku wskazuje jest to "Mega mat" :).

Za 6,5 grama musimy zapłacić 59,90 zł, jednak puder jest bardzo wydajny i na pewno wystarczy nam na dłużej, niż rok. Jak dla mnie nie jest to co prawda numer 1 i trochę żałuję, że nie poczekałam 
z zakupem, aż pojawił się w ofercie sklepu puder glinkowy, który nie daje aż takiego matu.

* * *

Ma mojej liście "must have" z tej firmy jest jeszcze w.w. puder glinkowy oraz rozświetlacz Moonlight i pędzel Flat Top, jednak na ten moment muszę się wstrzymać z grudniowym wydawaniem pieniędzy :) Mam nadzieję, że niedługo będę mogła wypróbować tych kosmetyków!

Zmiana podkładu na mineralny wyszła mi na duży plus, a to pociągnęło za sobą chęć testowania innych naturalnych kosmetyków. Jakimi Wy naturalnymi kosmetykami lubicie robić makijaż?!




Popularne posty

Copyright © 2014 goodbye September , Blogger